Przy hamowaniu nie odpuściłem gazu i jednocześnie pchało przód aż do uślizgnięcia. Zamyśliłem się czy jakaś zaćma mnie złapała/pomroczność jasna/straciłem rozum no po prostu spierdoliłem mianowicie apropo de facto. Moto na szczęście z relacji kumpla poszorowało crashpadem po asfalcie i tylko trochę zniszczeń-przytarty dekiel,lusterko trochę,rolka pod stojak,kierunek.Wstałem i wróciłem nią jeszcze 100 km do domu. Ja zdarłem i obiłem rękę, to samo z kolanem tylko gorzej bo w krawężnik uderzyłem a brak tego pierdolonego wewnętrznego ochraniacza. Ale tylko boli więc pryskam sprayem i się zagoi. No i bok obity bo jakoś przy 70 zajebałem o asfalt a później staranowałem wysepkę dla pieszych i w ten znak. Kombiak pościerany ale trudno dałem dupy bo mnie koleś Subaru Imprezą wyprzedził i podpuścił do wyscigu a ja jak pizda się wyjebałem (chyba już byłem myślami jak go sokam na odcinie a zapomniałem jak się hamuje hehe)